21 kwietnia 2013

Rocket Volum' Express - nowy tusz od Maybelline

Tusz do rzęs to dla mnie kosmetyk obowiązkowy.
Nie używam go tylko wtedy, kiedy mam dzień wolny, a moje wyjścia ograniczają
się do spaceru z psem.
Testuję prawie wszystkie nowe tusze które pojawiają się na rynku i zdążyłam już zauważyć, że cena nie zawsze idzie w parze z jakością kosmetyku i nie zawsze uzyskujemy taki spektakularny efekt, jaki obiecuje producent.
 Zanim przejdę do tytułowego tuszu, muszę przedstawić dotychczasowego faworyta, którego moje rzęsy od pewnego czasu bardzo polubiły, także firmy Maybelline:
Colossal  Volum' Express Smoky Eyes
Lubię go za klasyczną sczoteczkę, która jest dosyć duża ale delikatna i pięknie rozczesuje moje rzęsy. Efekt po użyciu tego tuszu jest niesamowity - rzęsy są wyraźnie grubsze, wydłużone, nie są posklejane i mają piękny kolor głębokiej, matowej czerni. Ten tusz w moim przypadku idealnie nadaje się także do budowania efektu sztucznych rzęs, gdyż można nakładać kolejne warstwy bez obaw o ich sklejenie. Colossal Smoky Eyes to mój zdecydowany ulubieniec, zużyłam już kilka opakowań tego tuszu i z pewnością będę używać go dalej. 

Ostatnio skusiłam się na nowość od firmy Maybelline - tusz
Rocket Volum' Express 
Kupiłam go ze względu na obowiązującą akurat promocję w drogerii Rossmann,
za nieco ponad 20 złotych.
Według producenta : bezgrudkowa objętość rzęs zostaje osiągnięta dzięki ekskluzywnej, elastomerowej szczoteczce Jet - Glide. Rzęsy mają do 8x więcej wybuchowej objętości. Opatentowana szczoteczka pokrywa każdą rzęsę od nasady aż po same końce w mgnieniu oka.
Tusz ma również dosyć dużą, jednak w odróżnieniu od Colossala silikonową szczoteczkę, którą jestem pozytywnie zaskoczona - jedyny minus daję za to, że szczoteczka jest twarda a mini włoski dosyć ostre. Jesli ktoś używał do tej pory tuszy z niewielkimi szczoteczkami może mieć problem, aby poradzić sobie z "mega" szczoteczką tej maskary. Ja - jako fanka Colossala - nie miałam z tym problemu, ale gdyby było to moje pierwsze spotkanie z tego typu maskarą, pewnie musiałabym poracować nad jej aplikacją. Po użyciu moje rzęsy były bardzo ładnie rozdzielone, wydłużone, pogrubione i w pięknym kolorze głębokiej czerni. Nie zauważyłam u siebie efektu kruszenia, osypywania czy grudek.
Tusz jest dosć rzadki i trzeba dozować go umiejętnie, inaczej może sklejać rzęsy. Jest trwały, makijaż wykonałam rano i aż do wieczora nie miałam żadnych zastrzeżeń...ale sen z powiek zaczęło mi spędzać zmycie tej maskary! Jest bardzo trudna do usunięcia, mimo że nie jest wododporna, przy zmywaniu rozmazuje się niesamowicie i trzeba poświęcić sporo wacików i środków do demakijażu aby się jej pozyć!
Dla mnie jest to dobra maskara na co dzień, gdyż bardziej spektakularny efekt raczej trudno będzie nią uzyskać, ze względu na płynną konsystencję i sklejanie przy nałożeniu większej ilości warstw. Choć oczywiście wszystko zależy indywidualnie od tego, jakie naturalnie rzęsy posiadamy.
Colossal czy The Rocket?

Polubiłam nowy tusz na tyle, ze zagości on w mojej kosmetyczce na dłużej. 
Jednak moim zdecydowanym faworytem jest nadal Colossal :-)

Oba tusze kosztują około 30 złotych, jednak w promocji można je nabyć znacznie tanej.

Teraz zamierzam sobie kupić eyeliner i będę ćwiczyła robienie kreski :-)

3 komentarze:

  1. Oj bieeedna Ty... uzalezniona od tuszu ;] U mnie cały makijaz to kreska kredką ;] Lenistwo rulezz..;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Lenistwo lenistwem, ale chociaż kreska Ci wychodzi :D Mnie zawsze jakaś "nie taka":-)

    OdpowiedzUsuń
  3. szkoda, że nie pokazałaś na oczkach :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za odwiedzenie mojego bloga. Będzie mi miło, jeśli zostawisz po sobie ślad w postaci komentarza. Jeżeli spodoba Ci się tutaj, serdecznie zachęcam do zasilenia grona obserwatorów. Zapraszam ponownie !