1 grudnia 2016

Playboy - Woda toaletowa "Queen of the game"

Zapachy dobieram najczęściej do pory roku, dlatego wiosną i latem królują u mnie głównie lekkie
i orzeźwiające aromaty owocowe czy subtelne kwiatowe wonie, natomiast jesienią i zimą lubię
sięgać po nieco cięższe i rozgrzewające nuty zapachowe. W sierpniu udało mi się otrzymać do
testów w ramach Klubu Ekspertek portalu Ofemin.pl najnowszą wodę toaletową marki Playboy
o intrygującej nazwie "Queen of the game". Byłam bardzo ciekawa tej kompozycji zapachowej,
ponieważ do tej pory nie używałam żadnej wody toaletowej sygnowanej wizerunkiem króliczka.
Zapach niemal natychmiast przypadł mi do gustu. Co prawda okazał się jednak zbyt ciężki do
stosowania w ciągu upalnego dnia, ale świetnie sprawdzał się po zachodzie słońca. Intuicyjnie
czułam, że z przyjemnością wrócę do tej kompozycji jesienią oraz zimą, w pełni doceniając jej
charakter współgrający z moim aktualnym samopoczuciem.


Playboy
Woda toaletowa
Queen of the game


Opis producenta
Woda toaletowa Playboy Queen of the game to orzeźwiająca kompozycja, która zniewala swoim 
zmysłowym aromatem. Zapach został stworzony z myślą o kobietach zdecydowanych, lubiących
wyróżniać się pośród tłumu. Zmysłowy i wyrazisty zapach zawróci w głowie każdemu mężczyźnie.
Zniewalającą kompozycję otwiera kuszący aromat passiflory, połączony z energetyzującą czarną
porzeczką i aksamitnym zapachem kawy. Kompozycję dopełnia subtelna nuta prażonego sezamu,
która nadaje wyrazistości słodkim akordom kwiatu pomarańczy i kremowe, czekoladowego founde. 
Zmysłowości dodaje upajający aromat fasoli tonka, połączony z drzewem cedrowym i upajającym
aromatem paczuli. Dzięki tej wyrafinowanej kompozycji każda kobieta poczuje się jak królowa,
 zarówno podczas spotkania z przyjaciółmi, jak i wieczornego wyjścia do klubu czy na randkę.

Moim okiem
Woda toaletowa znajduje się w charakterystycznym dla pozostałych zapachów tej marki flakoniku
wykonanym z przezroczystego szkła, którego znakiem rozpoznawczym jest plastikowa zatyczka o
kształcie przypominającym królicze uszy. Ozdobę flakonika stanowią także subtelne wytłoczenia,
między innymi znajdujące się z tyłu buteleczki logo z kultowym już wizerunkiem króliczka. Choć
sam wygląd flakonika nie jest wyjątkowo elegancki czy wyszukany, to zdecydowanie nie można
odmówić mu uroku. Całość znajduje się dodatkowo w kartoniku, który kolorystycznie jest idealnie
dopasowany do swojej zawartości - nasycony róż i klasyczna czerń tworzą przyjemny dla oka duet.
Warto wspomnieć także o tym, że flakonik jest bardzo poręczny, a atomizer działa bez zarzutu.


Zapach okazał się na prawdę ciekawy. Otacza go lekka nutka tajemnicy, a tym co pociąga mnie w
nim najbardziej, jest jego niejednoznaczność. W kompozycji zapachowej znajdziemy bowiem nuty
passiflory, czarnej porzeczki i pobudzającej kawy, jaśminu i kwiatu pomarańczy oraz prażonego
sezamu. Bazą tej wody toaletowej jest apetyczny aromat czekoladowego founde, fasola tonka oraz
cedr i paczula.

Bezpośrednio po pierwszym użyciu wydał mi się nieco zbyt mocny, ale już po chwili okazało się,
że ma w sobie także odrobinę pożądanej delikatności. W moim odczuciu jest to ładny i kobiecy
zapach, pełen zaskakujących, a jednocześnie idealnie uzupełniających się połączeń zapachowych
które sprawiają, że trudno wyodrębnić jeden, dominujący aromat. Określiłabym go jako słodki ale
 nie przesłodzony, o kwiatowej woni przełamanej orzeźwiającymi owocowymi nutami, ze szczyptą
zmysłowej pikanterii i odrobiną egzotycznego orientu. Jest ciepły, pobudzający i bardzo zmysłowy.
Należy do kategorii wyrazistych zapachów, jednak nie przytłacza swoją intensywnością i nie jest
duszący ani mdły. Dla mnie jest to zapach który idealnie nadaje się na wieczór, oraz na chłodne dni
 - świetnie sprawdza się zwłaszcza o tej porze roku otulając swoim ciekawym aromatem. Trwałość
wody toaletowej "Queen of the game" jest moim zdaniem przeciętna i jeśli chcemy aby ten zapach
towarzyszył nam przez cały dzień nie pozostaje nic innego, jak zabrać flakonik ze sobą.  Tak oto
rozpoczęłam swoją przygodę z marką Playboy i myślę, że przyjrzę się bliżej pozostałym zapachom
z "króliczkiem", choćby z ciekawości :)

Do testów otrzymałam flakonik o pojemności 40 ml który kosztuje około 40 złotych i jest dostępny
w wielu drogeriach, zarówno stacjonarnych jk i internetowych. W skład linii zapachowej wchodzi
także mgiełka do ciala, dezodorant i żel pod prysznic, oraz woda taletowa o pojemności 60 ml.

Jak zwykle zachęcam Was do zapoznania się z opniami pozostalych ekspertek portalu Ofeminin
- jak oceniły ten zapach pozostał przeczytacie tutaj






16 listopada 2016

SKIN79 - Clean-on 2 STEP nose pack, czyli zestaw dwóch plasterków na nos

Jak pozbyć się nieestetycznych zaskórników na nosie, które są problemem wielu spośród nas,
często niezależnie od posiadanego typu cery, choć najczęściej bywają domeną skóry mieszanej
oraz tłustej? Sposobów, podobnie jak produktów które mogą pomóc w walce z zaskórnikami jest
wiele, począwszy od tych które możemy wypróbować w warunkach domowych, aż po bardziej
profesjonalne, jak wizyta w gabinecie kosmetycznym. Odkąd zdałam sobie sprawę czym są owe
zaskórniki i jak powstają, wprowadziłam szereg zmian w pielęgnacji mojej mieszanej cery oraz
zaczęłam zwracać większą uwagę na skład wybieranych kosmetyków. Co prawda ich całkowite
pozbycie się nie jest łatwe, ale dzięki systematyczności i stosowaniu przynoszących w naszym
przypadku pozytywne rezulalty zabiegów pielęgnacyjnych, możemy zmniejszyć ich ilość oraz
widoczność. Ja wspomagajaco regularnie sięgam po plastry oczyszczające na nos i choć do tej
pory zdecydowanie najskuteczniejsze okazały się w moim przypadku produkty marki Cettua, to
oczywiście jestem otwarta na wszelkie nowości. Dlatego tym razem postanowiłam wybróbować
nowość lubianej przeze mnie koreańskiej marki Skin79czyli zestaw składający się z dwóch
wzajemnie uzupełniających się plasterków - oczyszczającego i kojącego.

Skin79
Clean-on 2 STEP nose pack
czyli dwa proste kroki skutecznie oczyszczające
pory nosa i regulujące wydzielanie sebum


Opis producenta
Clean-on 2 STEP nose pack to dwa proste kroki skutecznie oczyszczające pory nosa i regulujące 
wydzielanie sebum. Krok 1 to maseczka peel-off zawierająca sproszkowany węgiel, absorbujący
zanieczyszczenia i usuwający zaskórniki. Krok 2 to hydrożelowa maseczka peel-off, zawierająca
kojące składniki roślinne takie jak zielona herbata, kwas winowy który zwęzi pory oraz rozjaśni
drobne przebarwienia, wyciąg z ogórka o właściwościach nawilżających, czy oczar wirginijski 
który działa ściągająco, regenerująco i przeciwzapalnie. Zestaw zaleca się stosować minimum
 raz w tygodniu.


Moim okiem
Produkt znajduje się w niewielkiej, szczelnie zamkniętej saszetce wykonanej z przyjemnego w 
dotyku plastiku, którą dzięki znajdującemu się pośrodku opakowania zgrzewowi łatwo możemy 
 podzielić na dwie części. Jedno opakowanie zawiera dwa plasterki na nos - oczyszczający oraz 
kojący. Do wypróbowania zawartości opakowania zachęcają nas nie tylko obietnice producenta,
 ale także wyjątkowo ładna szata graficzna - sympatyczny jeżyk idealnie komponuje się z tłem w 
kolorze spokojnej zieleni. 


Krok 1 - ta część opakowania kryje w sobie plaster oczyszczający w szarym odcieniu - dosyć
 cienki i elastyczny, składający się z dwóch warstw. Zewnętrzna warstwa przypomina w dotyku 
miękką i przyjemną flizelinę, natomiast od spodu jego powierzchnia jest gładka i śliska, dzięki 
czemu plaster dokładnie dopasowuje oraz przykleja się do skóry. Ma dosyć specyficzny zapach
 na który zwróciłam uwagę już przy pierwszym użyciu tego zestawu, ale na szczęście przestaje
być wyczuwalny, gdy przyklejony na nos plasterek zaczyna wysychać. Zawiera sproszkowany
 węgiel aktywny, o którym coraz głośniej w kosmetycznym świecie, a który uznawany jest za 
najsilniejszy adsorbent występujący w stanie naturalnym, bowiem podczas kontaktu ze skórą 
jego cząsteczki są w stanie przyciągnąć zanieczyszczenia zarówno z powierzchni skóry, jak i 
jej głębszych warstw. Otwierają pory i oczyszczają je usuwając zanieczyszczenia, wychwytują
także między innymi bakterie oraz wirusy, będąc przy tym całkowicie bezpiecznym dla skóry. 

Skład: Vinyl Caprolactam/VP/Dimethylaminoethyl Methacrylate Copolymer, Water, Silica, Charocal Powder, 
Titanium Dioxide (CI 77891), CI 77499, Fragrance, Allantoin, Citrus Limon (Lemon) Fruit Extract, Hamamelis
Virginiana (Witch Hazel) Extract, Camellia Sinensis Leaf Extract


Krok 2 - w tej części saszetki znajdziemy biały i nieco grubszy, hydrożelowy plasterek kojący,
który zawiera wiele cennych substancji: olej rycynowy, kwas winowy używany w kosmetyce ze 
względu na właściwości oczyszczające i rozjaśniające a także zwęzające pory, olejek eteryczny 
z drzewa herbacianego, ekstrakt z zielonej herbaty, wyciąg z ogórka oraz oczaru wirginijskiego. 
Warstwę zewnętrzną stanowi mięciutka bawełniana tkanina, natomiast pod spodem znajduje się 
niezwykle przyjemna dla skóry, lekko wilgotna warstwa żelowa. Plaster ma delikatny i raczej 
przyjazny dla nosa, lekko odświeżający zapach, w którym wyczuwalne są głównie nuty mięty
 i specyficzny, choć bardzo subtelny w tym przypadku aromat olejku z drzewa herbacianego.

Skład: Water, Glycerin, Sorbitol, Sodium Polyacrylate, Polyacrylic Acid, Ricinus Communis (Castor) Seed Oil, 
Triethylhexanoin, Cellulose Gum, Kaolin, Tartaric Acid, Aluminum Glycinate, Methylparaben, Disodium EDTA, 
CI 77891, Menthol, Allantoin, Melaleuca Alternifolia (Tea Tree) Leaf Oil, Camellia Sinensis Leaf Extract, Cucumis
Sativus (Cucumber) Fruit Extract, Hamamelis Virginiana (With Hazel) Extract, Aloe Barbadensis Leaf Extract


Zestaw zaczynamy używać oczywiście od zawartości pierwszej saszetki, czyli oczyszczającego
"szarego" plasterka z węglem aktywnym, a sposób aplikacji podany przez producenta na odwrocie 
opakowania jest banalnie prosty: zwilżamy nos tonikiem tak aby pozostał mokry, odklejamy z folii 
plasterek i przyklejamy go do skóry dobrze dociskając przy skrzydełkach nosa, dodatkowo możemy
 zwilżyć naklejony już na nos plasterek tonikiem tak aby zmienił kolor na ciemnoszary, a następnie 
pozostawiamy go na skórze na 10 minut do momentu aż stwardnieje. Po upływie tego czasu oraz
 jego całkowitym wyschnięciu energicznie odklejamy go od skóry. Teraz pora na krok drugi, czyli
sięgamy po zawartość drugiej saszetki i nakładamy na nos hydrożelową maseczkę peel-of - biały 
plaster o działaniu kojącym. 

Zestawu używam zawsze wieczorem, po bardzo dokładnym oczyszczeniu skóry twarzy z resztek
makiajżu oraz wszelkich innych zanieczyszczeń. Zwilżam nos zgodnie z zaleceniami producenta 
aktualnie używanym tonikiem, ale równie dobrze w moim przypadku sprawdza się zwykła woda 
i nie widzę pod tym kątem żadnej różnicy w skuteczności działania plastrów. Przed naklejeniem 
oczyszczajągo plasterka zawsze dbam o to, by powierzchnia nosa była wystarczająco zwilżona 
wodą, ponieważ zapewnia to jego skuteczne przyklejenie. Plasterek oczyszczający jest w moim 
odczuciu dosyć "suchy", więc po jego wstępnym przyklejeniu zwilżam go za radą producenta
doatkowo odrobiną toniku lub wody, a następnie ponownie dociskam do skóry, zwłaszcza przy 
skrzydełkach nosa. Plaster trzymam na nosie zalecane 10 minut - po upływie tego czasu staje 
się zupełnie suchy, a na skórze w miejscu jego naklejenia pojawia się lekkie uczucie ściągnięcia. 
Wtedy odrywam go jednym, dosyć energicznym i pewnym ruchem - trzeba przyznać, że trzyma 
się na prawdę mocno. Zdejmowanie tego typu plastrów w zasadzie nie jest bolesne, ale nigdy ni
 jest dla mnie przyjemne - w tym przypadku poszło dosyć szybko i sprawnie. Po oderwaniu plastra 
kluczową sprawą jest oczywiście sprawdzenie jego skuteczności i muszę przyznać, że efekty są 
zadowalajace, ponieważ "wyciąga" na prawdę sporo zaskórników, co widać nie tylko na plasterku, 
ale i na samym nosie, który po jego użyciu stał się znacznie gładszy oraz znacznie jaśniejszy dzięki 
zminimalizowaniu ilości "czarnych kropeczek".

Co prawda bezpośrednio po oderwaniu plastra oczyszczającego na nosie pojawia się lekkie
i przemijające zaczerwienienie oraz szczypanie, ale w tym momencie pomocny okazuje się
dołączony do zestawu plasterek kojący. Nie ukrywam, że ten biały plasterek wydawał mi się 
na na początku zupełnie zbędnym dodatkiem, mającym jedynie wyróżnić ten zestaw na tle 
podobnych produktów innych marek. Po jego użyciu poczułam się miło zaskoczona, bowiem
okazał się bardzo skuteczny. Nie tylko przyjemnie chłodzi powierzchnię skóry i wygładza ją,
ale koi podrażnienia i łagodzi zaczerwienienia, stając się tym samym idealnym uzupełnieniem 
plastra oczyszczającego. Dodatkowo znacznie zmniejsza widoczność rozszerzonych porów.
Żelową "maseczkę" nakładamy na 15 minut - w przeciwieństwie do plastra oczyszczajacego
nie zasycha, jest wyjątkowo przyjemna w aplikacji, a jej ściągnięcie nie sprawia żadnego
problemu.

Producent zaleca stosowanie tego zestawu minimum raz w tygodniu, ja używam go dwa, trzy
 razy w miesiącu. Niestety zestaw nie jest tani, ponieważ jego regularna cena to 15,90 zł, ale w 
promocji można go nabyć za niecałe 10 złotych. Kupicie go zarówno w sklepie internetowym 
dystrybutora marki Skin79 oraz w niektórych drogeriach internetowych.

Podsumowanie
Plastry oczyszczające na nos ma w swojej ofercie wiele marek - we wszystkich pokładałam
spore nadzieje, ale niestety tylko niektóre spośród nich okazały się w moim przypadku na tyle
skuteczne, że chętnie sięgałam po nie ponownie. Zestaw który dzisiaj Wam pokazałam bardzo
miło mnie zaskoczył. Składa się z dwóch, idealnie uzupełniających się plastrów, pozwalających
nie tylko na skuteczne pozbycie się zanieczyszczeń, ale idących o krok dalej - zapewniających   
kompleksową pielęgnację skóry po oczyszczeniu działając kojąco, ściągająco i przeciwzapalnie.
Moim zdaniem to bardzo ciekawy, a co najważniejsze spełniający swoje zadanie produkt, który
warto wypróbować. Ja z pewnością kupię jeszcze kilka zestawów w promocyjnej cenie :)





4 listopada 2016

Ulubieńcy kosmetyczni - październik !

Październik nie był dla mnie łatwym miesiącem, ponieważ życie prywatne i różne sprawy z nim
związane pochłonęły niemal cały mój wolny czas, nie pozwalając mi na zachowanie potrzebnej
równowagi. Wiecie, są rzeczy ważne i ważniejsze, czasem trzeba z czegoś zrezygnować i ustalić
nowe priorytety. Mam nadzieję, że listopad będzie pod tym względem bardziej łaskawy i pozwoli
 mi nadrobić zaległości zarówno na moim, jak i Waszych blogach. Ale! Mimo iż bywałam bardzo
rzadko na blogu absolutnie nie znaczy, że kosmetycznie próżnowałam - ostatecznie o urodę
trzeba zadbać - nawet jeśli nie w pierwszej, to w następnej kolejności:-)

Dzisiaj pora na małe podsumowanie ubiegłego miesiąca, czyli kosmetycznych ulubieńców
października. Z jakimi tym razem kosmetykami polubiłam się najbardziej ?


Fantastyczna kosmetyczna październikowa czwórka:


Bourjois
Rozświetlający korektor pod oczy Radiance reveal
Korektor ten chciałam wypróbować od dawna, jednak zniechęcała mnie niezbyt przyjazna dla 
portfela cena. Świetną okazją do jego zakupu okazała się ostatnia promocja na kosmetyki do
makijażu w drogeriach Rossmann i cieszę się, że wreszcie się na niego skusiłam, ponieważ  
okazał się korektorem idealnym na aktualną porę roku. Kosmetyk ma przyjemną, intensywnie
kremową konsystencję która jest jednocześnie lekka i niezwykle łatwa w aplikacji, także za 
sprawą wygodnego i mięciutkiego aplikatora. Bardzo dobrze kryje ewentualne przebarwienia i
cienie pod oczami, które najczęściej występują u mnie właśnie jesienią i zimą. Dodatkowo w 
subtelny sposób rozświetla okolice oczu maskując tym samym oznaki zmęczenia i zapewnia
zdrowy, promienny wygląd. Korektor jest bardzo trwały, nie wchodzi w zmarszczki oraz nie 
wysusza delikatnej skóry pod oczami, a do tego ma delikatny i ładny zapach. Dostępny jest 
w dwóch odcieniach - 01 Ivory oraz 02 Beige


Bourjois
Tusz do rzęs Volume Reveal 
Maskarę otrzymałam do testów w ramach Klubu Ekspertek portalu Ofeminin.pl co niezmiernie
mnie ucieszyło, ponieważ bardzo lubię tusze tej marki. To co wyróżnia tą maskarę już na pierwszy
rzut oka, to niebanalne i eleganckie opakowanie w kształcie trójkąta, z umieszczonym na jednym 
z boków trzykrotnie powiększającym lusterkiem. Ale to co zachwyciło mnie najbardziej, to efekt 
jaki mogę przy pomocy tego tuszu wyczarować na moich rzęsach. Maskara precyzyjnie rozdziela 
rzęsy i pokrywa je tuszem o ładnym, intensywnie czarnym kolorze od ich nasady aż po same końce. 
Intensywnie pogrubia rzęsy i dodaje im pożądanej objętości, pozwalając tym samym na budowanie 
wymarzonego efektu poprzez dokładanie kolejnych warstw, dzięki czemu możemy uzyskać zarówno 
bardziej naturalne, jak i intensywnie podkreślone spojrzenie. Jest bardzo trwała, nie osypuje się, nie 
skleja rzęs i nie tworzy grudek. Bardzo polubiłam także silikonową szczoteczkę, która rzeczywiście 
pozwala na precyzyjne podkreślenie rzęs. 


Mokosh
Hydrolat malinowy na bazie wody aloesowej
Do tej pory używałam najchętniej hydrolatu różanego oraz pomarańczowego które świetnie się
 u mnie sprawdzały, jednak chcąc nieco urozmaicić dotychczasową pielęgnację twarzy sięgnęłam 
tym razem po hydrolat malinowy. Używam go od początku października do codziennej pielęgnacji 
cery jako toniku, wypróbowałam go także do maseczki na bazie glinki. Stosowany bezpośrednio 
na skórę jako tonik przyjemnie odświeża, ale przede wszystkim wykazuje działanie kojące, co jest 
bardzo ważne w przypadku mojej wrażliwej cery. Po jego użyciu odczuwam przyjemne nawilżenie,
a skóra jest miękka i delikatnie wygładzona. 


Nivea
Jedwabisty mus pod prysznic do mycia ciała Creme Soft
Nowość do mycia ciała pod prysznicem w formie leciutkiej, puszystej białej pianki i otulającym,
idealnym na chłodne dni zapachem, będącym połączeniem nut zapachowych kultowej linii marki
Nivea i subtelnej woni migdałów. Bardzo polubiłam się z tym produktem i uważam go za świetną
alternatywę dla dotychczas używanych tradycyjnych żeli pod prysznic. W ubiegłym miesiącu to 
właśnie ten mus towarzyszył mi najczęściej pod prysznicem i nadal mi się nie znudził - kupiłam
już nawet kolejne opakowanie. Jeśli zainteresował Was ten produkt, zapraszam do przeczytania
obszerniejszej recenzji.


W ubiegłym miesiącu wypróbowałam także dwa bardzo popularne i zachwalane na blogach
kosmetyki, które niestety nie znalazły się w powyższym gronie, ponieważ mnie rozczarowały.
I to między innymi o nich przeczytacie w kolejnych postach.

Miłego weekendu :-)




28 października 2016

Scandia Cosmetics - Krem do rąk "Zielone jabłko", czyli mój ulubieniec na chłodne ( i nie tylko ) dni

Moje dłonie doskonale wyczuwają, że ciepłe dni odeszły w zapomnienie i wielkimi krokami zbliża
się zima. Pora więc zaopatrzyć się nie tylko w rękawiczki, ale przede wszystkim w odpowiedni na
nadchodzącą porę roku krem do rąk. Ja już znalazłam swoich faworytów w tej kategorii - kremy do
rąk marki Scandia Cosmetics, które spełniają moje "zimowe"wymagania. Dzisiaj przestawię Wam
bliżej krem w niezwykle apetycznej wersji zapachowej, od którego rozpoczęłam swoją przygodę z
tymi kosmetykami.

Scandia Cosmetics
Krem do rąk 
"Zielone jabłko"


Opis producenta
Krem do rąk z innowacyjną, wyjątkowo bogatą recepturą opartą na zawartości 25% masła Shea,
bogatego w substancje tłuszczowe nienasycone oraz witaminy A, E, F, wysoko cenione za swoje
zmiękczające i kojące skórę właściwości. Krem polecany jest do codziennej pielęgnacji suchej,
zniszczonej i podrażnionej skóry rąk. Łatwo rozprowadza się na skórze, intensywnie nawilża i
regeneruje, przywracając skórze aksamitne wygładzenie. Apetyczny zapach kremu wprowadza
w dobry nastrój.

Moim okiem
Krem znajduje się w stylizowanej dzięki srebrnemu odcieniowi na metalową, ale jak się okazuje
plastikowej, miękkiej i klasycznej tubce, zakończonej niewielką zakrętką. Tubkę otrzymujemy
zapakowaną dodatkowo w kartonik, który tradycyjnie zawiera wszelkie informacje o produkcie.
Całość jest bardzo dobrze zabezpieczona zarówno folią ochronną na zewnętrznym opakowaniu,
jak i specjalnym "sreberkiem" bezpośrednio na otworze tubki, dzięki czemu mamy pewność, że
dany kosmetyk jest świeży i nie był wcześniej otwierany. Szata graficzna opakowania jest wręcz
minimalistyczna, a wyjątkowo skromnie wyglądającą tubkę zdobi jedynie niewielka papierowa
etykieta i równie niepozorne, choć przyjemne dla oka kartonowe opakowanie.


Krem ma białą barwę, oraz - jak przystało na produkt którego bazą jest masło shea - dosyć gęstą
 i treściwą konsystencję. Formuła jest bogata, ale jednocześnie przyjemnie kremowa, dosyć łatwa
 w aplikacji i nie sprawiająca problemów podczas wydobywania z opakowania. Taka konsystencja
przekłada się także na wydajność kremu, dzięki czemu możemy na prawdę długi czas cieszyć
 się jego dobroczynnymi właściwościami pielęgnacyjnymi.

Producent zaskoczył mnie ilością dostępnych wersji zapachowych tego kremu, bowiem jest w
 czym wybierać! W zależności od naszych zapachowych upodobań możemy skusić się na krem
 o aromacie wiśni, moreli, liczi, melona, acai, zielonego jabłka, a nawet czarnej herbaty. Wiecie
już, że uwielbiam jabłkową woń, więc w pierwszej kolejności bez wahania wybrałam wersję o
zapachu zielonego jabłka. Jest to jeden z tych owocowych aromatów, który chyba nigdy mi się
nie znudzi, a który niestety dosyć rzadko pojawia się w kosmetykach, zwłaszcza w tak dobrze
odtworzonej, naturalnej formie bez wyczuwalnej chemii. Zapach w tym przypadku jest średnio
intensywny i ogromnie apetyczny, soczysty oraz słodki, ale przełamany także charakterystyczną
kwaskową nutą. Zachwycił mnie od pierwszego użycia, tym bardziej, że dosyć długo utrzymuje
 się na dłoniach. Aktualnie używam wersji melonowej i jestem nią pod względem zapachu równie
zachwycona.

Konsystencja kremu pozwala na przyjemną aplikację, ale nie jest to produkt, który możemy nałożyć
na dłonie w pośpiechu - najlepsze efekty przynosi wtedy, kiedy dokładnie go wmasujemy i damy mu
czas na wchłonięcie. Krem co prawda nie wnika błyskawicznie w skórę, ale jak na kosmetyk o sporej
zawartości masła shea i tak wchłania się w miarę szybko - zwłaszcza, gdy wyciśniętą z tubki porcję
kremu przez chwilkę rozgrzejemy w dłoniach. Z tych względów do tej pory najczęściej sięgałam po
niego wieczorem, kiedy nareszcie mogłam poświęcić więcej czasu swoim dłoniom i podarować im
po całym aktywnie spędzonym dniu odrobinę relaksu. Jednak pozytywne działanie kremu doceniłam
zwłaszcza teraz, gdy zima za pasem i na dworze robi się coraz chłodniej, a moje moje dłonie reagują
na wahania temperatury zaczerwienieniem i podrażnieniem. Jeśli tylko mogę sobie na to pozwolić,
używam go także w ciągu dnia, ponieważ skutecznie chroni dłonie przed niekorzystnymi czynnikami
atmosferycznymi, otulając je subtelną warstwę ochronną. Produkt wyróżnia się bardzo skutecznymi
właściwościami pielęgnacyjnymi. Dogłębnie odżywia i regeneruje skórę moich dłoni, intensywnie je
wygładza oraz zmiękcza, a także łagodzi podrażnienia. Powinien sprawdzić się także w przypadku
bardzo suchej i wymagającej skóry, przynosząc jej natychmiastową ulgę. Znakomicie radzi sobie
nałożony na dłonie bezpośrednio przed snem grubszą warstwą jako "maska", a już zwłaszcza w
połączeniu z bawełnianymi rękawiczkami do pielęgnacji dłoni na noc - co prawda po taki zestaw
ratunkowy sięgam rzadko, ale potrafi on zdziałać prawdziwe cuda :-) Nie sposób przecenić także
jego dobroczynnego działania na paznokcie i skórki wokół nich.

Skład
Aqua, Butyrospermum Parkii (Shea Butter), Butyrospermum Parkii (Shea Butter) Oil, Glycerin,
Cetearyl Alcohol, Glyceryl Stearate SE, Ceteareth-20, Parfum, Panthenol, Sodium Polyglutamate,
Hydrolyzed Scierotium Gum, Betaine, Urea, Potassium Lactate, Tocopheryl Acetate, Sodium Poly-
acrylate, Phenoxyethanol, Benzoic Acid, Dehydroacetic Acid, Hexyl Cinnamal

Opakowanie zawiera 70 ml kremu i w cenie regularnej kosztuje około 20 złotych. Ja kupuję go
w jednej z popularnych drogerii internetowych, można go także nabyć w sklepie internetowym
producenta.

Jak już wspominałam wyżej, do tej pory używałam wersji o zapachu melona i zielonego jabłka,
ale z pewnością skusze się także na morelę :-) Moim zdaniem kremy te są zdecydowanie godne
polecenia i warto je wypróbować, a przekonać do nich mogą się nawet osoby, które wolą szybko
wchłaniające się produkty. Mimo iż nieco wolniej wnikają w skórę, ja nie odczuwam żadnego
dyskomfortu podczas aplikacji, a co najważniejsze, mogę zapewnić moim dłoniom odżywienie
i ochronę jakiej o tej porze roku potrzebują.



12 października 2016

Nowość od NIVEA - Jedwabisty mus pod prysznic do mycia ciała "Creme Soft"

Mimo iż od jakiegoś czasu staram się ograniczać kosmetyczne zakupy do produktów niezbędnych,
to niestety nadal nie mogę oprzeć się pokusie wypróbowania niektórych nowości, które wypatrzę
na drogeryjnych półkach. Zwłaszcza, jeśli mogą stanowić ciekawą alternatywę dla dotychczas
używanych przeze mnie kosmetyków i przełamać pielęgnacyjną rutynę. Jedną z takich właśnie
nowości jest Mus pod prysznic do mycia ciała marki Nivea, którego zakupu nie będę z pewnością
żałować, ponieważ okazał się bardzo przyjemnym kosmetykiem.

Nivea
Mus do mycia ciała pod prysznic
z olejkiem migdałowym
"Creme Soft" 


Opis producenta
Dzięki idealnemu połączeniu olejku migdałowego i ekstraktu drogocennego jedwabiu z niebiańsko
miękkim musem, sprawia uczucie gładkiej skóry niczym otulonej jedwabiem. Innowacyjna aplikacja
i wyjątkowa formuła sprawiają, że mus ma dwa razy większą wydajność niż żel pod prysznic o takiej
samej pojemności. 


Moim okiem
Produkt znajduje się w metalowym opakowaniu pod ciśnieniem, posiadającym plastikowy dozownik
zabezpieczony niewielką zatyczką. Opakowanie w trakcie użytkowania okazało się bardzo poręczne
 i wygodne w użyciu, między innymi dzięki specjalnemu wyprofilowaniu, które skutecznie zapobiega
 jego wyślizgiwaniu się z wilgotnych dłoni pod prysznicem. Także sam dozownik działa bez zarzutu,
pozwalając na kontrolowanie ilości wydobywanego musu. Szata graficzna opakowania przypadła mi
do gustu ponieważ jest delikatna, a w zależności od wybranej wersji pozwala cieszyć oko odcieniem
od lekkiego błękitu, aż po intensywny granat.

Mus pod prysznic występuje w trzech wersjach: Creme Soft z olejkiem migdałowym, Creme Smooth
z ekstraktem z jedwabiu, oraz Creme Care z pielęgnującymi olejkami - ja na początek wybrałam
wersję Soft z olejkiem migdałowym.


Sposób użycia jest bardzo prosty - należy mocno wstrząsnąć opakowaniem, a następnie trzymając 
pojemnik w pozycji pionowej wycisnąć pożądaną ilość musu na dłoń i nałożyć go na mokrą skórę.
Ważne jest, aby do aplikacji musu na skórę używać wyłącznie dłoni a nie gąbki lub myjki, gdyż
powodują one, że powstała pianka się rozwarstwia i traci swoje przyjemne właściwości.

 Po naciśnięciu dozownika otrzymujemy produkt o białej barwie i wręcz niebiańskiej konsystencji, 
 przypominającej leciutką piankę. Dla mnie jest to konsystencja niemal idealna, ponieważ zachwyca 
delikatnością, a jednocześnie podczas rozprowadzania na skórze staje się odpowiednio kremowa.

Zapach musu jest średnio intensywny i bardzo przyjemny dla nosa, zdecydowanie umila aplikację
 i pozostaje na skórze jeszcze przez jakiś czas po kąpieli. Przed zakupem możemy poznać zapach 
każdej wersji dzięki specjalnej naklejce umieszczonej na zakrętce - należy ją przetrzeć palcem a 
następnie powąchać, choć uwalniany w ten sposób aromat jest bardzo słabo wyczuwalny i trudno 
wyobrazić sobie właściwy zapach produktu. W międzyczasie poznałam zapachy wszystkich trzech 
musów "na żywo" i co prawda każdy z nich pachnie nieco inaczej, ale moim zdaniem wszystkie 
bazują na charakterystycznym dla marki aromacie kultowego niebieskiego kremu Nivea. Zapach
 tej wersji którą dzisiaj Wam pokazałam jest dosyć słodki, ale zrównoważony odrobiną świeżości 
i wzbogacony subtelną, migdałową nutą. Cudownie "ciepły" i otulający, skutecznie relaksujący po 
całym dniu - dla mnie idealny zwłaszcza o tej porze roku.

Aplikacja musu na skórę jest czystą przyjemnością, ponieważ rozprowadza się równomiernie i
 nie spływa z niej. Mogłabym porównać ją do nakładania na skórę ciała mleczka lub balsamu 
pielęgnacyjnego o wyjątkowo lekkiej formule. A jak z jego działaniem ? Moim zdaniem mus 
sprawdza się w swojej roli bardzo dobrze. Pomijając jego niewątpliwe walory, do których należą 
konsystencja i zapach, produkt skutecznie oczyszcza moją skórę, pozostawiając ją jednocześnie 
przyjemnie aksamitną w dotyku oraz bardziej gładką, niż po użyciu większości tradycyjnych żeli
 pod prysznic. Nie oczekuję od tego typu kosmetyków nawilżenia skóry - zresztą szczerze wątpię, 
czy jakikolwiek produkt typowo myjący który pozostaje w tak krótkim kontakcie ze skórą posiada 
tego typu właściwości - niemniej po użyciu tego musu moja skóra nie jest wysuszona, nie woła o 
nawilżenie i nie wymaga natychmiastowego użycia dodatkowego kosmetyku pielęgnacyjnego. 
A w dodatku świetnie sprawdza się w roli pianki do golenia :-) Co prawda ma znacznie lżejszą
od niej konsystencję, ale równie dobrze przylega do powierzchni skóry ułatwiając jednocześnie
 poślizg maszynce. Produkt okazał się także dosyć wydajny, zwłaszcza że zwiększa swoją objętość 
po wyciśnięciu z opakowania. 

Skład
Aqua, Isobutane, Disodium Laureth Sulfosuccinate, Sodium Laureth Sulfate, Glycerin, Propane, 
Prunus Amygdalus Dulcis Oil, Hydrolyzed Silk, Xanthan Gum, PEG14 M, PEG-40 Hydrogena-
ted Castor Oil, Citric Acid, Butane, Sodium Benzoate, Limonene, Benzyl Alcohol, Citronellol,
Linalool, Geraniol, Alpha-Isomethyl Ionone, Butylphenyl Methylpropional, Parfum

W opakowaniu mieści się 200 ml produktu, a zapłacimy za nie około 14 złotych w cenie
regularnej. Mus dostępny jest w marketach oraz drogeriach stacjonarnych i internetowych.

Podsumowując - mus ma dobre właściwości myjące, nie wysusza mojej skóry i pięknie pachnie,
a dzięki przyjemnej konsystencji nie tylko umila czas spędzony pod prysznicem, ale jest także 
ciekawym kosmetycznym urozmaiceniem. Więcej od tego typu produktów nie wymagam, więc
 jestem na "tak" i będzie to chyba jeden z najchętniej używanych przeze mnie kosmetyków pod 
prysznicem w tym miesiącu i nie tylko :-)







6 października 2016

Testowanie z EVELINE COSMETICS - Krem do twarzy pod prysznic dla cery suchej i naczynkowej

Dzisiaj pokażę Wam kolejny kosmetyk, który znalazłam w paczce od Eveline Cosmetics, a który
 z racji swojego przeznaczenia testowałam najdłużej, czyli Krem do twarzy pod prysznic z gamy
Express Face Care, która według producenta odpowiada na potrzeby pomijanej dotychczas
pielęgnacji twarzy w trakcie brania kąpieli.

Eveline Cosmetics
Krem do twarzy pod prysznic
do cery suchej i naczynkowej


Opis producenta: Krem do twarzy pod prysznic na bazie inteligentnej formuły, która zastępuje 
kilka kosmetyków oczyszczających i pielęgnacyjnych. Delikatnie usuwa zanieczyszczenia oraz
makijaż, łagodzi podrażnienia i eliminuje zaczerwienienia, intensywnie nawilża skórę a także 
tworzy doskonałą bazę pod makijaż. Specjalna technologia Multi Smart Face Care™ na bazie 
kwasu hialuronowego, olejku migdałowego i alg laminaria, identyfikuje mikrouszkodzenia w
strukturze skóry i regeneruje je, a także zapewnia jej całodniową ochronę przed czynnikami 
inicjującymi powstawanie zmarszczek. Kompleksowo odpowiada na wszystkie potrzeby młodej
 cery, dzięki czemu codzienną pielęgnację można ograniczyć do dosłownie kilku sekund rano i 
wieczorem. 

Moim okiem
Krem znajduje się w plastikowej, elastycznej tubce z tradycyjnym zamknięciem na "klik", która 
okazała się być bardzo poręczna i wygodna w użyciu. Dodatkowo zapakowana jest w kartonik 
zawierający informacje pozwalające nam zapoznać się ze specyfiką produktu, oraz sprawia, że 
całość wygląda bardziej elegancko. Dzięki temu, że zewnętrzne opakowanie jest zafoliowane
 mamy pewność, że kosmetyk nie był wcześniej otwierany. Do gustu przypadła mi przyjemna
 dla oka szata graficzna produktu, ale nie od dziś wiadomo, że lubię połączenia kolorystyczne 
w odcieniach różu i bieli :) 



Kosmetyk ma białą barwę i średnio gęstą, intensywnie kremową konsystencję, która jednocześnie
jest dosyć lekka, dzięki czemu bardzo przyjemnie się go używa. Zapach kremu jest zdecydowanie
kwiatowy i słodki, nie nachalny i przyjemny dla nosa, umilający aplikację.

Krem występuje w trzech wersjach: do cery normalnej i wrażliwej, mieszanej i tłustej, oraz
   suchej i naczynkowej, którą to jako posiadaczka takiej właśnie cery wybrałam. Moja "różowa"
 wersja została dodatkowo wzbogacona o Silidine® - substancję aktywną, której zadaniem jest 
zapobieganie problemowi rumienia obkurczając i uszczelniają ścianki naczynek krwionośnych, 
dzięki czemu długotrwale redukuje zaczerwienienia oraz zapobiega ich powstawaniu. 

Nigdy nie ukrywałam, że nie jestem fanką kosmetyków wielofunkcyjnych, ale to właśnie ten
produkt z całej paczki zaciekawił mnie najbardziej ( wiecie, że uwielbiam testować nowości )
i mimo wszystko uważam, że sam pomysł zasługuje na pochwałę. Sposób użycia kosmetyku 
jest prosty: należy rozprowadzić krem na zwilżonej skórze twarzy i delikatnie wmasować go 
okrężnymi ruchami, a następnie spłukać twarz letnią lub ciepłą wodą by usunąć jego nadmiar i 
osuszyć twarz ręcznikiem. Z założenia jest to kosmetyk typu 2 w 1, łączący w sobie działanie 
mleczka oczyszczającego oraz kremu nawilżającego. Możemy go stosować zarówno rano, jako 
produkt który oczyści oraz nawilży naszą cerę stając się jednocześnie idealną bazą pod makijaż, 
lub wieczorem, jako kosmetyk do demakijażu twarzy. Podsumowując - krem powinien nam 
zatem zapewnić oczyszczoną, ale i jednocześnie na tyle nawilżoną skórę, aby nie trzeba było 
już sięgać po dodatkowe kosmetyki pielęgnacyjne. 

Jak już wspomniałam wyżej, samo użycie kremu jest bardzo proste i przyjemne, zwłaszcza, że
możemy go użyć biorąc prysznic - tutaj przyznaję plus za optymalną konsystencję, dzięki której
możemy wykonać zalecany, swobodny masaż, podczas którego kosmetyk nie spływa z twarzy. 
 Krem w połączeniu z wodą nie pieni się na skórze, a do jego dokładnego spłukania trzeba użyć 
ciepłej wody, inaczej zaczyna się nieco "rozmazywać" i trudniej szybko usunąć jego nadmiar. 
Produkt dobrze sprawdza się zarówno w oczyszczaniu mojej skóry zarówno z warstwy sebum, 
jak i lekkiego makijażu (w tym przypadku producent zaleca, aby okolice oczu i ust masować 
kremem nieco dłużej ), ale przy mocniejszym makijażu oczu musiałam dodatkowo użyć płynu 
micelarnego by usunąć resztki tuszu do rzęs. Skóra po użyciu kremu jest wygładzona, sprężysta 
i przyjemna w dotyku oraz nie jest absolutnie ściągnięta. Jeżeli jednak chodzi o jej nawilżenie, to 
w moim przypadku nie jest ono niestety wystarczające - mogłabym określić je jako częściowe, 
ponieważ bezpośrednio po aplikacji moja cera wydaje się być kompleksowo wypielęgnowana, 
ale po dłuższej chwili zaczyna jednak domagać się dodatkowej porcji nawilżenia. Po spłukaniu 
krem pozostawia na skórze wyczuwalny, lekko tłustawy film, który zapewne jest zasługą wazeliny 
znajdującej się na drugim miejscu w składzie. Tej właśnie finalnej warstwy okluzyjnej nie jestem
w stanie zaakceptować pod makijaż, dlatego kosmetyk niestety nie sprawdza się u mnie podczas 
porannej pielęgnacji. Znacznie przyjemniejszy okazał się stosowany wieczorem pod prysznicem
jako produkt do szybkiego demakijażu, gdzie powstały na skórze film okazał się bardziej znośny 
i - o dziwo - nie spowodował póki co "zapychania" mojej skóry. Co niezwykle ważne, kosmetyk
nie podrażnia mojej skóry ani oczu podczas demakijażu ( choć odrobinkę trudno przyzwyczaić
 się do zmywania makijażu z oczu produktem o tak kremowej konsystencji :) ), oraz nie wzmaga 
zaczerwienień na wyjątkowo wrażliwych partiach mojej twarzy z tendencją do rumienia i 
pękających naczynek.

Komu szczególnie poleciłabym ten produkt? Osobom posiadającym skórę nie wymagającą
intensywnej pielęgnacji, którym nie przeszkadza powstała po jego użyciu warstwa okluzyjna, 
a które są leniuszkami, lub zdarza im się zapomnieć o demakijażu :-) Sporadycznie może go
natomiast użyć każda z nas jako urozmaicenie dotychczasowej pielęgnacji, zwłaszcza, że do 
wyboru są trzy wersje kremu odpowiadające na różne problemy cery. W moim przypadku nie 
jest to niestety kosmetyk który zapewni kompleksową pielęgnację skóry, natomiast świetnie 
przełamuje dotychczasową rutynę w tym zakresie i okazuje się bardzo pomocny w sytuacjach, 
które ze względu na brak czasu lub możliwości nie pozwalają zadbać o cerę w dotychczasowy 
i ulubiony sposób, o czym ostatnio się przekonałam.

Skład
Aqua/Water, Petrolatum, Glycine Soja Oil, Butyrospermum Parkii Butter, Glycerin, Cetearyl
Alcohol, Corn Starch Modified, Prunus Amygdalus Dulcis Oil, Sodium Hyaluronate, Butylene
Glycol, Laminaria Hyperborea Extract, Sodium Polyacrylate, Disodium Cetearyl Sulfosuccinate,
Porphyridium Cruentum Culture Conditioned Media, Polysorbate 20, PEG-20 Glyceryl Laurate,
Tocopherol, Linoleic Acid, Retinyl Palmitate, Tocopheryl Acetate, Panthenol, Allantoin, DMDM
Hydantoin, Phenoxyethanol, Methylparaben, Ethylparaben, Butylparaben, Parfum, Linalool, 
Benzyl Salicylate, Butylphenyl Methylproprional (Lilial), Hexyl Cinnamal, Citronellol, 
Hydroxyisohexyl-3 Cyclohexene, Carboxyaldehyde (Lyral), Coumarin

Opakowanie zawiera 100 ml kremu, który należy zużyć w ciągu 6 miesięcy od jego otwarcia.
Znajdziecie go z pewnością na półkach w drogeriach Rossmann, drogeriach internetowych oraz 
internetowym sklepie producenta za około 17 złotych.




28 września 2016

Nowości kosmetyczne, na które zwrócę uwagę podczas zbliżającej się promocji - 49 % w drogeriach Rossmann


Informacji o zbliżającej się wielkimi krokami promocji - 49 % na kosmetyki kolorowe w drogerii
Rossmann chyba nie sposób przeoczyć - pojawia się niemal wszędzie. Kiedy zaczynałam swoją
przygodę z blogiem, tego typu wiadomości wywoływały u mnie przeogromny zachwyt, skutkując
jednocześnie przesadnymi zakupami. Na szczęście sporo się zmieniło i obecnie podchodzę do
takich akcji całkiem inaczej. Nie widzę powodu, aby z nich nie korzystać, ale staram się kierować
zdrowym rozsądkiem i sporządzam listy zakupowe, które pomagają  mi ograniczyć kosmetyczny
zakupoholizm. Nie ma także co ukrywać, że takie promocje straciły nieco na swojej atrakcyjności
za sprawą drogerii internetowych, w których cena regularna danego kosmetyku bywa nie rzadko
nawet niższa, niż cena tego samego produktu podczas trwania wyżej wymienionej promocji. Dla
osób które jednak wolą zakupy stacjonarne może to być dobra okazja, aby wypróbować niektóre
kosmetyki - zwłaszcza te droższe - w przyjemniejszej dla portfela cenie.

Ja ograniczyłam się tym razem do kilku kosmetycznych nowości, które wpadły mi w oko
już jakiś czas temu. W moim koszyku znajdą się na pewno pozycje od 1 do 4, natomiast
zastanowię się nad pudrami rozświetlającymi - nie są to produkty niezbędne, ale bardzo
mnie ciekawią :-)






1. L'Oreal Paris
Maskara Volume Million Lashes "Fatale"
Nowość w gamie tuszy Volume Million Lashes. Wyjątkowa maskara, która pogrubia rzęsy nadając
im zabójczej objętości. Posiada naprzemienne silikonowe włoski, które natychmiastowo pogrubiają
rzęsy przy jednoczesnym zachowaniu idealnego rozdzielenia. Natomiast gęsta formuła tuszu do rzęs
umożliwia nakładanie kolejnych warstw, aby wzmocnić efekt nieskończonej objętości. Optymalna
doza tuszu - bez nadmiaru i bez grudek. Jak wiecie, uwielbiam maskary ze złotej gamy L'Oreal, a
moimi ulubionymi są niezmiennie "So Couture" oraz "Feline" i nie ukrywam, że nowa odsłona
bardzo mnie ciekawi :-)

2. L'Oreal Paris
Balsam do ust Infallible "Sexy Balm"
Balsamy do ust przeznaczone są dla kobiet, które chcą mieć maksymalnie wypielęgnowane usta.
Nawilża nawet do 12 godzin i dodatkowo nadaje ustom delikatny kolor i połysk. Dzięki specjalnej
kremowo-żelowej teksturze łatwo się rozprowadza, a forma "chubby stick" pozwala dodatkowo
na łatwą i intuicyjną aplikację. Kremowa formuła została wzbogacona o masło shea i składniki
odżywcze sprawiając, że usta stają się delikatnie miękkie, naturalnie podkreślone i nawilżone.
Balsam dostępny jest w sześciu bardzo ładnych odcieniach, spośród których trudno wybrać ten
"jeden" :-) Podoba mi się jego kremowa formuła oraz transparentne wykończenie.

3. Bourjois
Maskara "Volume Reveal"
Najnowsza maskara marki Bourjois, która ujawnia pełny potencjał naturalnych rzęs. Miękka,
innowacyjna elastomerowa szczoteczka pokrywa tuszem nawet najmniejsze rzęsy - nawet te,
które normalnie można zobaczyć tylko w trzykrotnie powiększającym lusterku. Szczoteczka
chwyta nawet najkrótsze rzęsy, a dzięki dwóm rzędom rożnej długości włosków dosięga i
dopasowuje się do wszystkich, nawet najkrótszych rzęs, dodając im niesamowitej objętości
od nasady aż po same końce. Bardzo podoba mi się eleganckie opakowanie z lusterkiem i 
wydaje mi się, że moje rzęsy polubią się ze szczoteczką tego tuszu.

4. Rimmel
Róż "Royal Blush"
Niesamowicie lekki róż z formułą cream-to-powder dla naturalnego i delikatnego podkreślenia
policzków. Wyróżnia go komfortowa formuła kremu zmieniającego się w puder, zapewniając
idealny, świeży wygląd przez cały dzień. Jest delikatny, lekki i jedwabisty. Dostępny w trzech
odcieniach. Dawno nie miałam tego typu kosmetyku w kremie, a ponieważ wypatrzyłam wśród 
odcieni piękny i chłodny róż , dokładnie taki jak lubię, to chętnie się skuszę :-)

5. L'Oreal Paris
Puder rozświetlający True Match "Highlight"
Pierwszy puder rozświetlający od L'Oreal Paris który dopasowuje się do każdej tonacji skóry,
ponieważ jest dostępny w trzech odcieniach: ciepłym, naturalnym i chłodnym. Posiada lekką,
delikatną formułę która łatwo się rozprowadza i nie wysusza skory, pozostawiając ją miękką
oraz gładką w dotyku. Aksamitna formuła i idealne połączenie trzech odcieni pozwala idealnie
modelować twarz światłem, dając perfekcyjny efekt rozświetlonej skóry, a subtelna poświata
sprawia, że twarz wygląda młodzieńczo, promiennie i zachwycająco świeżo. Tą rozświetlającą
 nowość widziałam już zarówno na blogach jak i w drogerii, jednak cena regularna tego pudru
jest moim zdaniem zdecydowanie za wysoka, więc tego typu promocja jest świetną okazją do
ewentualnego zakupu.

6. Maybelline
Rozświetlacz w sztyfcie "Master Strobing Stick"
Rozświetlacz do twarzy w formie sztyftu, o lekkiej i kremowej konsystencji, która łatwo się
rozprowadza. Idealnie sprawdzi się do subtelnego rozświetlenia kości policzkowych, szczytu
 nosa czy łuku brwiowego. Dostępny w trzech odcieniach. Kolejny kosmetyk rozświetlający,
któremu przyjrzę się bliżej w drogerii - podoba mi się jego forma, ale chyba bardziej skłaniam
się jednak ku tradycyjnemu pudrowi.


Napiszcie w komentarzach jakie jest Wasze podejście do tego typu promocji i czy się
wybieracie -  a jeśli tak, to do zakupu jakich kosmetyków się przymierzacie :-)


24 września 2016

L'Oreal Professionnel - Szampon z olejkami do włosów cienkich i normalnych "Mythic Oil"

L'Oreal Professionnel to cała gama profesjonalnych kosmetyków do włosów najwyższej jakości,
w skład której wchodzą farby, oraz produkty do pielęgnacji i stylizacji włosów. Kosmetyki z tych
serii są mi doskonale znane nie tylko z ulubionego salonu fryzjerskiego, bowiem sięgam po nie
od czasu do czasu także w domowym zaciszu. Ostatnio moją uwagę przykuła odmieniona seria
"Mythic Oil" z olejkami, przeznaczona do włosów cienkich i normalnych, a w szczególności
szampon, który stał się jednym z moich kosmetycznych ulubieńców.

L'Oreal Professionnel
Szampon do włosów cienkich i normalnych
"Mythic Oil"


Opis producenta
Szampon z olejkami dedykowany włosom cienkim i normalnym. Inspiracją do jego powstania jest 
zwyczaj nacierania się olejkami, które z zamiłowaniem stosowały królowe Egiptu. W jego składzie 
 znajduje się olejek z imbiru, zapewniający odżywienie włókien włosów oraz ekstrakt z osmanhusa,
 którego kwiat znany jest ze swoich właściwości zapewniających dogłębną ochronę, miękkość oraz 
gładkość włosów. Obfita piana tego szamponu idealnie oczyszcza włosy, nadając im zdrowy wygląd. 
Produkt rewitalizuje, wygładza oraz odżywia włosy, dodaje im sprężystości i blasku jednocześnie ich 
nie obciążając. Testowany pod kontrolą dermatologiczną. Wolny od parabenów.

Moim okiem
Szampon znajduje się w opakowaniu wykonanym z transparentnego plastiku, które zakończone jest
praktycznym zamknięciem na zatrzask. Opakowanie jest poręczne, wygodne w użyciu i na prawdę 
ładnie się prezentuje, co jest zasługą całkowicie odmienionej szaty graficznej całej serii. Zupełnie 
nowy, smukły kształt, piękna kolorystyka utrzymana w odcieniach klasycznego złota, oraz delikatne 
zdobienia przyciągają wzrok i czynią tą linię wyjątkowo elegancką.



Opakowanie kryje w sobie przezroczysty szampon o delikatnej, lekko żelowej konsystencji, dzięki
której jest przyjemny w użyciu. Zapach produktu ogromnie przypadł mi do gustu już od pierwszego
użycia, choć dosyć ciężko określić go jednoznacznie. Przypomina mi eleganckie perfumy - aromat
jest intensywny i upajający, ale jednocześnie nie nachalny. Równoważą go ciepłe i zmysłowe nuty,
 z odrobiną pikanterii orazszczyptą orientu w tle. Zdecydowanie umila aplikację szamponu, ale na
włosach nie utrzymuje się zbyt długo.

Szampon w połączeniu z wodą tworzy białą, cudownie kremową i otulającą włosy pianę, dzięki
czemu jego używanie jest bardzo przyjemne. Łatwo się spłukuje oraz skutecznie oczyszcza włosy,
 które po jego użyciu nie są szorstkie, lecz miękkie i delikatne w dotyku - w zasadzie mogłabym
 je bez problemu rozczesać nie używając dodatkowo odżywki. Wygładza włosy, ale jednocześnie
nie powoduje że tracą one swoją objętość i są "przyklapnięte" u nasady, Co prawda nie przedłuża
 świeżości moich włosów, ale też nie wpływa na ich szybsze niż zwykle przetłuszczanie się, co
jest dla mnie dużym plusem.

Skład

W opakowaniu znajduje się 250 ml szamponu i możecie go bez problemu kupić w sklepach
internetowych oferujących profesjonalne kosmetyki do salonów fryzjerskich , jak i drogeriach
internetowych za około 30 złotych.

Podsumowanie
Moje oczekiwania względem szamponu są proste, a ten produkt spełnia wszystkie kryteria -
dokładnie oczyszcza włosy nie powodując ich splątania i szorstkości, nie obciąża ich oraz
 nie powoduje szybszego przetłuszczania. Pozostawia włosy miękkie i sprężyste. Pięknie
 pachnie, a mycie włosów jego kremową pianą to sama przyjemność. Z pewnością kupię
go ponownie, razem z maską z tej serii.


Etykiety:

recenzja (183) ulubione kosmetyki (140) codzienność (101) zakupy (84) nowinki kosmetyczne (67) miłe chwile (50) ulubieńcy miesiąca (48) włosy (43) pielęgnacja włosów (38) Rossmann (31) książki (28) pielęgnacja twarzy (24) L'Oreal (22) Yves Rocher (22) kosmetyki (22) kosmetyki do włosów (21) promocje (20) przemyślenia (20) filmy (19) pielęgnacja ciała (19) farby do włosów (18) zachciewajki (17) zużyte kosmetyki (17) Garnier (16) projekt denko (16) zwierzęta (16) makijaż (15) Isana (14) mój pies (14) zdrowie (14) oferty (13) tusze do rzęs (13) weekend (13) Maybelline (11) Nivea (11) odżywki do włosów (11) moje gotowanie (9) przyroda (9) szampon do włosów (9) Biedronka (8) krem do twarzy (8) maska do włosów (8) Bielenda (7) krem do rąk (7) kremy (7) regeneracja (7) Święta (7) żele pod prysznic (7) Avon (6) Dove (6) Schwarzkopf (6) balsamy do ciała (6) farbowanie (6) gazetki (6) paznokcie (6) przesyłki (6) ulubione granie (6) wizyta u lekarza (6) wygrane rozdania (6) Kallos (5) Rimmel (5) TAG (5) kino (5) peeling do ciała (5) prezenty (5) rzęsy (5) żel do twarzy (5) Biovax (4) Lirene (4) Regenerum (4) peeling (4) regeneracja włosów (4) tanie i fajne (4) życzenia (4) Bioliq (3) Douglas (3) Gliss Kur (3) Timotei (3) balsam do ust (3) inspiracje (3) niespodzianki (3) olejek do włosów (3) podkład (3) podkład matujący (3) próbki (3) serum do twarzy (3) stylizacja włosów (3) Drogeria Natura (2) Elseve (2) L'Oreal Prodigy 5 (2) Lidl (2) Liebster Blog Award (2) Mikołaj (2) Pantene Pro-V (2) apteka (2) kosmetyki apteczne (2) maseczki do twarzy (2) mieszkanie (2) produkty do twarzy (2) rozdanie na blogu (2) sport (2) Aussie (1) Batiste (1) Dermika (1) Drogeria Hebe (1) Palette (1) Ziaja MED (1) buty (1) coś do kawy (1) gazety (1) imieniny (1) krem CC (1) kuracje do włosów (1) muzyka (1) oddanie na blogu (1) post informacyjny (1) przepisy (1) rozdanie (1) rozdanie świąteczne (1) sałatki (1) storczyki (1) suchy szampon (1) suplementy (1) szampony (1) ubrania (1)