Tusz do rzęs to dla mnie kosmetyk obowiązkowy.
Nie używam go tylko wtedy, kiedy mam dzień wolny, a moje wyjścia ograniczają
się do spaceru z psem.
się do spaceru z psem.
Testuję prawie wszystkie nowe tusze które pojawiają się na rynku i zdążyłam już zauważyć, że cena nie zawsze idzie w parze z jakością kosmetyku i nie zawsze uzyskujemy taki spektakularny efekt, jaki obiecuje producent.
Zanim przejdę do tytułowego tuszu, muszę przedstawić dotychczasowego faworyta, którego moje rzęsy od pewnego czasu bardzo polubiły, także firmy Maybelline:
Colossal Volum' Express Smoky Eyes
Zanim przejdę do tytułowego tuszu, muszę przedstawić dotychczasowego faworyta, którego moje rzęsy od pewnego czasu bardzo polubiły, także firmy Maybelline:
Colossal Volum' Express Smoky Eyes
Lubię go za klasyczną sczoteczkę, która jest dosyć duża ale delikatna i pięknie rozczesuje moje rzęsy. Efekt po użyciu tego tuszu jest niesamowity - rzęsy są wyraźnie grubsze, wydłużone, nie są posklejane i mają piękny kolor głębokiej, matowej czerni. Ten tusz w moim przypadku idealnie nadaje się także do budowania efektu sztucznych rzęs, gdyż można nakładać kolejne warstwy bez obaw o ich sklejenie. Colossal Smoky Eyes to mój zdecydowany ulubieniec, zużyłam już kilka opakowań tego tuszu i z pewnością będę używać go dalej.
Ostatnio skusiłam się na nowość od firmy Maybelline - tusz
Rocket Volum' Express
Kupiłam go ze względu na obowiązującą akurat promocję w drogerii Rossmann,
za nieco ponad 20 złotych.
Według producenta : bezgrudkowa objętość rzęs zostaje osiągnięta dzięki ekskluzywnej, elastomerowej szczoteczce Jet - Glide. Rzęsy mają do 8x więcej wybuchowej objętości. Opatentowana szczoteczka pokrywa każdą rzęsę od nasady aż po same końce w mgnieniu oka.
Tusz ma również dosyć dużą, jednak w odróżnieniu od Colossala silikonową szczoteczkę, którą jestem pozytywnie zaskoczona - jedyny minus daję za to, że szczoteczka jest twarda a mini włoski dosyć ostre. Jesli ktoś używał do tej pory tuszy z niewielkimi szczoteczkami może mieć problem, aby poradzić sobie z "mega" szczoteczką tej maskary. Ja - jako fanka Colossala - nie miałam z tym problemu, ale gdyby było to moje pierwsze spotkanie z tego typu maskarą, pewnie musiałabym poracować nad jej aplikacją. Po użyciu moje rzęsy były bardzo ładnie rozdzielone, wydłużone, pogrubione i w pięknym kolorze głębokiej czerni. Nie zauważyłam u siebie efektu kruszenia, osypywania czy grudek.
Tusz jest dosć rzadki i trzeba dozować go umiejętnie, inaczej może sklejać rzęsy. Jest trwały, makijaż wykonałam rano i aż do wieczora nie miałam żadnych zastrzeżeń...ale sen z powiek zaczęło mi spędzać zmycie tej maskary! Jest bardzo trudna do usunięcia, mimo że nie jest wododporna, przy zmywaniu rozmazuje się niesamowicie i trzeba poświęcić sporo wacików i środków do demakijażu aby się jej pozyć!
Dla mnie jest to dobra maskara na co dzień, gdyż bardziej spektakularny efekt raczej trudno będzie nią uzyskać, ze względu na płynną konsystencję i sklejanie przy nałożeniu większej ilości warstw. Choć oczywiście wszystko zależy indywidualnie od tego, jakie naturalnie rzęsy posiadamy.
Colossal czy The Rocket?
Polubiłam nowy tusz na tyle, ze zagości on w mojej kosmetyczce na dłużej.
Jednak moim zdecydowanym faworytem jest nadal Colossal :-)
Oba tusze kosztują około 30 złotych, jednak w promocji można je nabyć znacznie tanej.
Teraz zamierzam sobie kupić eyeliner i będę ćwiczyła robienie kreski :-)
Oj bieeedna Ty... uzalezniona od tuszu ;] U mnie cały makijaz to kreska kredką ;] Lenistwo rulezz..;)
OdpowiedzUsuńLenistwo lenistwem, ale chociaż kreska Ci wychodzi :D Mnie zawsze jakaś "nie taka":-)
OdpowiedzUsuńszkoda, że nie pokazałaś na oczkach :)
OdpowiedzUsuń